Strona główna
Numer specjalny

Wielokulturowe Karpaty


RUSINI W POLSCE I NA SŁOWACJI

MEANDRY ŚWIADOMOŚCI NARODOWEJ

Czy naród to kategoria anachroniczna? Czy wraz z postępującą polityczno-gospodarczą unifikacją Europy więź narodowa tracić będzie nieuchronnie na znaczeniu? Tego rodzaju pytania - stawiane serio jeszcze parę lat temu - dzisiaj brzmieć muszą naiwnie. Nie tylko z uwagi na żywiołowe odrodzenie się nacjonalizmów - zjawisko, które pociągnęło za sobą tak spektakularne i tragiczne zarazem następstwa na Bałkanach. Do refleksji skłonić nas musi w równym stopniu fenomen szeregu europejskich grup etnicznych - do niedawna uśpionych - które w ostatnim czasie podjęły gorączkowe poszukiwania własnej tożsamości.

Do miana samodzielnej nacji aspiruje między innymi część karpackich Rusinów. Przywódcy tego nurtu głoszą, iż oto w Karpatach narodził się, czy raczej dojrzał wreszcie do istnienia, czwarty - obok Rosjan, Ukraińców i Białorusinów - naród Wschodniej Słowiańszczyzny. Tworzyć go ma kilka grup górali ruskich, zamieszkujących obecnie tereny Polski i wschodniej Słowacji, obwód zakarpacki Ukrainy oraz północne skrawki Węgier i Rumunii. Ważne miejsce w tej koncepcji zajmują też środowiska diaspory - przede wszystkim tzw. Baczwańcy, potomkowie XVIII-wiecznych emigrantów, którzy osiedlili się na obszarze Wojwodiny, a także kilkusettysięczna grupa Amerykanów o karpatoruskim rodowodzie. Co ciekawe, poza postulowanym zasięgiem narodu rusińskiego pozostają, bardzo bliscy mającym konstytuować nową nację grupom, górale wschodniogalicyjscy - Bojkowie i Hucułowie. Choć pod względem etnograficznym niewiele dzieli ich od pobratymców z południa, Galicjanie zaakceptowali już, jak się zdaje, definitywnie tożsamość ukraińską i idea karpatoruska nie może liczyć wśród nich na szersze poparcie. Nowy program narodowy nie spotkał się zresztą również z jednoznaczną reakcją tych, do których był adresowany w pierwszym rzędzie. Poważna grupa świadomych narodowo Rusinów z Zakarpacia, Polski, Słowacji opowiada się dziś bezwarunkowo za swą przynależnością do wspólnoty ukraińskiej, traktując koncepcję karpatoruską jako przejaw niezdrowego i najpewniej sztucznie zaszczepionego separatyzmu. Przedstawiciele rywalizujących ze sobą obecnie orientacji narodowych z upodobaniem odwołują się do argumentów z zakresu najdawniejszej historii, dowodząc istnienia bądź przecząc genetycznym związkom ruskiej góralszczyzny z Rusią Kijowską. Faktycznie geneza osadnictwa ruskiego w Karpatach i sprawa substratów, które złożyły się na karpatoruski etnos, pozostaje do dzisiaj problemem przekonywująco nie rozstrzygniętym przez naukę. Nie wdając się w referowanie - arcyciekawej skądinąd dyskusji - podkreślmy jedynie, iż obecność Rusinów w ich dzisiejszych siedzibach potwierdzają dopiero źródła późnośredniowieczne. Pod względem <http://www.olszowka.most.org.pl/>etnograficznym, większość ruskich górali, zamieszkujących obecnie Polskę i wschodnią Słowację, należy do grupy łemkowskiej, przy czym - przezwiskowa początkowo - nazwa "Łemko" przyjęła się jako samookreślenie etniczne jedynie po północnej stronie granicy. Na południu w powszechnym użyciu pozostaje tradycyjna nazwa "Rusin" bądź "Rusnak", którą dawniej posługiwali się również polscy Łemkowie. Aż do końca I wojny światowej Karpaty nie stanowiły istotnej bariery kulturowej. Rusinów, osiadłych po obu stronach karpackiego wododziału, łączyły silne związki gospodarcze. Bogate miasta wschodniosłowackie: Koszyce, Bardejów i Preszów były centrami, które przyciągały Łemków z północy znacznie silniej niż bliższe, ale uboższe, ośrodki polskie. To tradycyjne ciążenie stanie się w pełni zrozumiałe, jeśli zaakceptujemy dość przekonującą hipotezę, iż polska Łemkowszczyzna skolonizowana została przez osadników, wywodzących się właśnie z obecnej Słowacji. Czymkolwiek by ich nie uzasadniać, silna obecność słowackich wpływów w języku, obyczajowości, kulturze materialnej zarówno północnych, jak i południowych Łemków, jest ewidentna. Podatność na nie była niewątpliwie przyczyną systematycznego cofania się ku północy słowacko-ruskiej granicy etnicznej. Podobnego zjawiska nie obserwujemy po drugiej stronie Karpat. Ukształtowana pod koniec średniowiecza rubież polsko-ruska przetrwała w swym zasadniczym zrębie aż do połowy ubiegłego stulecia.

Od swych słowackich i polskich sąsiadów wyróżniali się Rusini - jako wyznawcy prawosławia, a od XVII wieku grekokatolicy - wschodnim obrządkiem kościelnym. To właśnie religia była zawsze głównym spoiwem, łączącym tę peryferyjną grupę z tradycją kulturową Rusi, czynnikiem umożliwiającym karpackim góralom zachowanie odrębnej tożsamości wschodniosłowiańskiej.

Język, a raczej kilka dialektów, którymi posługują się Rusini, większość filologów zalicza do grupy ukraińskiej. Odrębności wynikłe z językowej interferencji na pograniczu etnicznym polsko-słowacko-rusko-węgierskim sprawiły tym niemniej, iż w potocznej świadomości samych zainteresowanych ugruntowało się przeświadczenie o oryginalnym charakterze własnej mowy.

Na całym obszarze Rusi Karpackiej doszło do wydatnego opóźnienia procesów narodotwórczych. Wpłynęły na to: geograficzna izolacja ruskiej góralszczyzny, niedostatek własnej inteligencji, poważne zacofanie cywilizacyjne regionu. Na Zakarpaciu dodatkowym czynnikiem był narastający od początku XIX wieku ucisk madziaryzacyjny. Obawa przed całkowitą asymilacją zmuszała miejscowych działaczy do walki o utrzymanie choćby mgławicowo pojętej ruskości czy po prostu słowiańskości karpackiego ludu, odsuwając pytanie o jego przynależność narodową we współczesnym rozumieniu. <http://www.olszowka.most.org.pl/>Począwszy od końca XVIII wieku wśród lokalnej inteligencji narastać zaczęły silne sympatie prorosyjskie. Wielu Rusinów - wymieńmy najwybitniejszych: Mychajła Bałudianskiego, Dmytra Bortnianskiego, Iwana Orlaja - wyemigrowało w tym czasie na teren Imperium Romanowów, gdzie zrobili błyskotliwą karierę. Kolosalne znaczenie dla krzewienia się rusofilstwa miały też kilkakrotne przemarsze przez Karpaty zwycięskich wojsk rosyjskich, a przede wszystkim wydarzenia lat 1848-1849, kiedy to armia odprowadzona do karpackich przełęczy przez samego cesarza Mikołaja wzięła udział w stłumieniu rewolucji węgierskiej. Fascynacji, ulegała w równym stopniu inteligencja, jak i prosty lud. Nie był odosobniony w swych uczuciach najwybitniejszy zakarpacki "budziciel", Aleksander Duchnowycz, gdy pisał: "Jedna tylko rzecz naprawdę dała mi radość w życiu. Było to w roku 1849, gdy po raz pierwszy zobaczyłem wspaniałą rosyjską armię. Nie potrafię opisać uczucia satysfakcji, gdy ujrzałem pierwszego kozaka na ulicach Preszowa. Tańczyłem i krzyczałem w zachwycie...”. Kompleks cywilizacyjnej niższości odczuwany wobec Węgrów kompensowało Rusinom poczucie pokrewieństwa - opartego o bliskość języka i obrządku - z wielkim narodem rosyjskim. Trudno się dziwić, iż rusofilstwo polityczne - rozpowszechnione również wśród innych Słowian - przekształcać zaczęło się w Karpatach w rusofilstwo narodowe. Wierze w etniczną jedność Rusinów z Wielkorusami i istnienie jednolitego narodu, zasiedlającego euroazjatyckie obszary od rzeki Poprad na zachodzie po dalekowschodnią Kamczatkę, sprzyjało zamieszanie terminologiczne. Subtelna różnica oddzielająca etniczne określenia "russkij" (rosyjski) i "rus'kyj" (ruski) zacierała się niejednokrotnie w świadomości karpackich górali, którzy traktowali ruskość i rosyjskość jako synonimy, nie dostrzegając narodowej dyferencjacji Wschodniej Słowiańszczyzny. Odbiciem stanu świadomości inteligencji było XIX-wieczne piśmiennictwo. Tworzono przede wszystkim w tzw. jazyczju - swoistym volapüku, wywiedzionym ze staro-cerkiewno-słowiańskiego bądź po rosyjsku, czy raczej w języku, który uchodził wśród miejscowych literatów za rosyjski, faktycznie jednak skażony był całą masą karpackich dialektyzmów.

Do pełnej rosyjskiej tożsamości narodowej dojrzała jedynie pewna - nie tak liczna - grupa inteligencji. Znaczna jej część, tzw. starorusini - mimo poczucia organicznego związku z resztą wschodnich Słowian i mimo promoskiewskich sympatii politycznych - pozostała niejako wpół drogi, pieczołowicie kultywując jednocześnie ogólnoruską i lokalną tradycję kulturową, rezygnując jednak z określenia się w kategoriach narodowych. Na Zakarpaciu poważny problem stanowiła asymilacja części elit, które zachowały wprawdzie przywiązanie do niektórych elementów ruskiego dziedzictwa, w sensie narodowym uznawały się jednak za regionalną grupę wspólnoty węgierskiej.

Dopiero pod koniec XIX wieku pierwsze nieśmiałe próby penetracji Rusi Karpackiej poczynili przedstawiciele ruchu ukraińskiego. Konserwatywna inteligencja rusińska - zarówno o rusofilskiej czy staroruskiej, jak i o prowęgierskiej orientacji - zdecydowanie odrzuciła proponowany jej program. Oburzał antyrosyjski separatyzm narodowców, głoszona przez nich nobilitacja ludowego języka, a przede wszystkim rewolucyjna nazwa "Ukrainiec", którą kijowscy i lwowscy nowinkarze postanowili lansować w miejsce uświęconego tradycją samookreślenia "Rusin". "Nie rozumiem, dlaczego stosuje Pan 'kuliszówkę' [alfabet fonetyczny promowany przez ukraińskich narodowców - JJB] - pisał w 1897 r. do galicyjskiego etnografa Wołodymyra Hnatiuka znany poeta zakarpacki, Iwan Silvay - U nas nie tylko, że nikt się nią nie interesuje, lecz wręcz przeciwnie - kto choć trochę zajmował się filologią porównawczą, ten całą 'kuliszówkę', wszystkie próby separatyzmu i rozbicia [języka] literackiego traktuje jak dziecięce głupstwo. Literatura rosyjska nie tylko osiągnęła już poziom innych oświeconych literatur, lecz dzięki swemu bogactwu i pełni (włączając w to i język cerkiewny) sięga wyżyn helleńskiego klasycyzmu. Po tej stronie Karpat nie ma ani jednego Rusina, którego ciekawiłaby wasza "niezależna" ortografia i "niezależne" mrzonki". Rusinów niepokoiło też socjalne zabarwienie i początkowy antyklerykalizm młodego ruchu ukraińskiego. Z podobnym oporem miejscowych elit stykali się również narodowcy ukraińscy, działający na terenie Łemkowszczyzny. Dodać zresztą trzeba, iż obszar ten przez długi czas pozostawał praktycznie poza orbitą ich zainteresowań, a pracę tutaj traktowano jako rodzaj zesłania. <http://www.olszowka.most.org.pl/>Przywoływane spory absorbowały, rzecz jasna, przede wszystkim niewielką liczebnie warstwę ruskiej inteligencji. Masy ludowe - niewykształcone, niepiśmienne, bytujące w nader skromnych warunkach materialnych - przez długi czas wykazywały niewzruszoną obojętność wobec kwestii swej przynależności narodowej. Sytuacja zaczęła zmieniać się dopiero u progu XX stulecia. Olbrzymią rolę odegrała masowa emigracja rusińskich chłopów za Ocean. Do 1914 r. blisko 150 tysięcy Łemków, mieszkańców Preszowszczyzny i innych części Rusi Węgierskiej opuściło Europę w poszukiwaniu zarobku. Nie tracili oni kontaktu z krajem, wręcz przeciwnie - większość z wychodźców po upływie kilku lat wracała do karpackiej ojczyzny, bogatsza nie tylko o zaoszczędzone dolary, lecz przede wszystkim o nowe doświadczenia. Wyrwanie z tradycyjnego środowiska, codzienna konfrontacja z "obcymi" - Irlandczykami, Włochami, Niemcami - którzy używali niezrozumiałego języka, inaczej się ubierali, kultywowali obce Rusinom zwyczaje - wszystko to budziło w karpackich emigrantach poczucie własnej odrębności.

Na poziomie ludowym odnowiły się w Ameryce dawne spory inteligencji. Mimo pokrewieństwa języka i tego samego - greckokatolickiego - wyznania nie doszło za Oceanem do zbliżenia Rusinów Węgierskich i Rusinów-Ukraińców z Galicji Wschodniej. Przeciwnie, stosunki między obydwiema grupami stawały się coraz bardziej napięte, co w 1916 r. zaowocowało oficjalnym podziałem kościoła unickiego w Ameryce na gałąź karpatoruską i galicyjską. Pozycję pośrednią w tym sporze zajmowali galicyjscy Łemkowie, którzy się czuli grupą odrębną zarówno od Rusinów-Ukraińców, jak i emigrantów z Zakarpacia. W dłuższej perspektywie na formowanie się ich postaw narodowych decydujący wpływ miało związanie się z jedną bądź drugą obediencją kościelną.

Ważnym zjawiskiem były masowe konwersje Rusinów na prawosławie, co stanowiło efekt szeroko zakrojonej akcji misyjnej, prowadzonej w Ameryce przez rosyjski kościół synodalny. Na gruncie prawosławia doszło do współpracy między Łemkami, Rusinami wschodniogalicyjskimi i Węgrorusami. Płaszczyzną porozumienia stało się "istinno russkoje" wyznanie, które torowało drogę stricte rosyjskiej świadomości narodowej. Nowe prądy - tak narodowe, jak i religijne - nie pozostawały bez echa w Starym Kraju. Docierały one za pośrednictwem licznych reemigrantów, którzy wzbogaceni wracali do Europy. Pod ich wpływem rusińska wieś - dotąd uśpiona - zaczęła na początku XX wieku z wolna budzić się z letargu.

Decydujące znaczenie miały tym niemniej lata I wojny światowej. Wielonarodowy tygiel c.k. armii, do którego trafiły tysiące poborowych z karpackich wiosek, odegrał podobną rolę co amerykański melting pot. Wielu Rusinów dopiero na froncie - pośród Czechów, Polaków, austriackich Niemców - uświadamiało sobie własną inność. Ci, którzy dostali się do niewoli, mieli szansę skonfrontowania marzeń o słowiańskiej matce-Rosji z rzeczywistością, inni - stykając się w okopach ze strzelcami siczowymi i żołnierzami różnych formacji galicyjskich, po raz pierwszy mogli usłyszeć o ukraińskim ruchu narodowym. Żywiołową aktywność społeczną wyzwolił rozpad monarchii Habsburgów. W latach 1918-1919 powstało kilka lokalnych rusińskich "republik" i rad, głoszących rożnorodne programy polityczno-społeczne i terytorialne. Działalność tych ośrodków miała kapitalne znaczenie dla rozwoju samoświadomości ruskich górali, większej roli politycznej nie zdołały one jednak odegrać.

Północna Łemkowszczyzna weszła ostatecznie w skład odrodzonego państwa polskiego, większa część terytorium Rusi Węgierskiej przypadła natomiast Czechosłowacji. Trwały charakter okazała się mieć linia demarkacyjna, wytyczona w 1919 r. na Zakarpaciu przez władze CSR, biegnąca z północy na południe doliną rzeki Uż. Tereny na wschód od tej granicy, ochrzczone urzędową nazwą Rusi Podkarpackiej, otrzymać miały w bliskiej przyszłości (obietnicę zrealizowano jednak dopiero w roku 1938) status rusińskiej prowincji autonomicznej. Resztę ruskich etnicznie obszarów, a więc fragmenty dawnych żup spiskiej, szaryskiej i zemplińskiej, poddano bezpośrednio administracji słowackiej. Dopiero od tego momentu możemy w pełni mówić o odrębnym rozwoju tzw. Preszowszczyzny, która do tej pory dzieliła wspólne losy z resztą ziem Rusi Węgierskiej.

Lata wojny wzmocniły pozycje orientacji ukraińskiej wśród Rusinów. Znalazło to odbicie w proukraińskiej opcji dwóch "republik" - huculskiej na Zakarpaciu oraz komańczańskiej - na terenach wschodniej Łemkowszczyzny. Region preszowski i Łemkowszczyzna Zachodnia pozostały tym niemniej bastionami starorusinów i rusofilów. Dla Łemków symbolem narodowej martyrologii stał się obóz koncentracyjny w styryjskim Thalerhofie, gdzie więziono tak prawdziwych, jak i rzekomych, sympatyków Rosji. W potocznej świadomości Rusinów zakorzeniło się przeświadczenie, iż wysyłane tam osoby zatrzymywane były na skutek denucjacji ukraińskich narodowców. Prawdziwość tego sądu jest dyskusyjna, nie zmienia to jednak faktu, iż Thalerhof do dzisiaj kładzie się cieniem na stosunki ukraińsko-łemkowskie. W okresie międzywojennym spór orientacji narodowych zaangażował szerokie kręgi rusińskie. Przeciwko sobie stanęły, zrzeszające rusofilów i ukrainofilów, partie polityczne, towarzystwa oświatowe, organizacje gospodarcze. Na najniższym, lokalnym, poziomie rywalizowały czytelnie ludowe, prowadzone przez przedstawicieli obydwu kierunków narodowych. Ów charakterystyczny dualizm najsilniej zaznaczył się na terenie Rusi Podkarpackiej, w równym niemal stopniu na Łemkowszczyźnie. Na obszarze wschodniej Słowacji konfrontacja nie była tak spektakularna, gdyż nurt ukraiński pozostawał tu przez długi czas orientacją zdecydowanie mniejszościową.

W cieniu dwóch głównych obozów narodowych wzrastał stopniowo w siłę kierunek trzeci - autochtoniczny, postulujący istnienie odrębnego narodu karpatoruskiego. "Separatyści" wywodzili się przede wszystkim z dawnych środowisk staroruskich. Na Łemkowszczyźnie i Słowacji pozostawali oni przez cały okres międzywojenny w ścisłym sojuszu z bardziej od siebie dynamicznymi i lepiej zorganizowanymi rusofilami. Na poziomie wsi różnice między dwoma antyukraińskimi nurtami zacierały się prawie zupełnie. Zarówno władze polskie, jak i czechosłowackie, starały się wpływać w pożądanym dla siebie kierunku na procesy świadomościowe, zachodzące wśród Rusinów. Strona polska, zmagająca się z ukraińską irredentą w Galicji Wschodniej, usilnie promowała rozwój odrębnej łemkowskiej tożsamości narodowej. Apogeum tej polityki przypadło na lata 1933-1934, kiedy to dopuszczono do użytku szkolnego na Łemkowszczyźnie elementarz i czytanki, pisane w dialekcie, które zastąpiły podręczniki ukraińskie. Kolejną ważną koncesją na rzecz działaczy staroruskich było utworzenie tzw. Apostolskiej Administracji Łemkowszczyzny, co uniezależniło lokalny kościół unicki od ukraińskiej hierarchii. Pod koniec lat trzydziestych władze warszawskie podjęły decyzję o przejściu do polityki asymilacji narodowej Łemków, czego jednak nie zdołano w pełni wprowadzić w życie.

Znacznie bardziej złożona była gra, którą prowadził wobec zakarpackich Rusinów rząd CSR. Zauważyć trzeba przede wszystkim, iż zupełnie odmiennie kształtowała się sytuacja na poły autonomicznej Rusi Podkarpackiej i Preszowszczyzny. O ile Rusini Użhorodu, Mukaczewa, Chustu byli - formalnie przynajmniej - gospodarzami swej prowincji, trzecim obok Czechów i Słowaków narodem państwowym, o tyle ich zachodni pobratymcy zadowalać się musieli statusem mniejszości. Bardzo szybko doszło do konfliktu pomiędzy narodowymi interesami rusińskimi i słowackimi. Pierwsza ze stron stawiała nierealistyczne żądanie przyłączenia całej północno-wschodniej Słowacji do Rusi Podkarpackiej, druga - ignorując ustalenia etnografów i wyniki spisowe - kwestionowała granice, a nawet samą obecność, osadnictwa ruskiego na Preszowszczyźnie. Osią sporu była odmienna interpretacja przynależności narodowej miejscowych grekokatolików. Strona słowacka, słusznie skądinąd podnosząc, iż samookreślenie "Rusin" było dawniej nie nazwą etniczną, a jedynie deklaracją przynależności do kościoła wschodniego, broniła ryzykownej tezy, że większość mieszkańców Preszowszczyzny to w istocie greckokatoliccy Słowacy. Założenie tego rodzaju usprawiedliwiało przyjęcie kursu asymilatorskiego wobec mniejszości. Obrona przed słowakizacją stała się w efekcie głównym problemem absorbującym społeczność rusińską w okresie międzywojennym. Presja z zewnątrz konsolidowała grupę, odsuwając na dalszy plan spór orientacji i hamując procesy dyferencjacji narodowej, postępujące wśród mieszkańców Rusi Podkarpackiej i Łemkowszczyzny.

Dramatyczny przełom w sytuacji tak polskich, jak i zakarpackich, Rusinów nastąpić miał po zakończeniu II wojny światowej. W czerwcu 1945 r. na mocy układu Fierlinger-Mołotow Ruś Podkarpacka oficjalnie przyłączona została do radzieckiej Ukrainy. Wydarzenie to zamknęło etap walki orientacji narodowych i uniemożliwiło miejscowym Rusinom kontynuowanie swobodnych poszukiwań własnej tożsamości. Zgodnie z wytycznymi Kijowa zaczęto zakarpackich górali traktować odtąd jako część narodu ukraińskiego, nie dopuszczając w tym względzie pluralizmu poglądów.

Najtragiczniej potoczyły się losy polskiej Łemkowszczyzny. W latach 1945-1946 blisko 100 tys. Rusinów przesiedlono na teren Ukrainy Radzieckiej, przede wszystkich do opuszczonych przez ludność polską wsi w rejonie Lwowa i Tarnopola, ponadto w okolice Mikołajowa nad Morzem Czarnym. Grupa ta w znacznym stopniu zatraciła w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat swą odrębność kulturalną i językową, zlewając się stopniowo z ukraińskim otoczeniem. Ta część Łemków, która uniknęła wyjazdu do ZSRR, już wkrótce również opuścić musiała ziemie rodzinne. Pozostałych na Łemkowszczyźnie Rusinów (ok. 30-35 tys.) przesiedlono w 1947 r. w ramach akcji "Wisła" na teren polskich województw zachodnich i północno-zachodnich. Nie czyniono przy tym wyjątków nawet wobec aktywnych działaczy PPR i kombatantów komunistycznego podziemia.

Wysiedlenia stały się dla Łemków niezwykle istotnym doświadczeniem zbiorowym. Gwałtownie wykorzenieni, wyrwani ze środowiska, w którym wzrastali, stali się oni w pełnym sensie tego słowa diasporą. Negatywny stereotyp Ukraińca, kształtowany przez polskie władze, szkołę, środki przekazu sprawiał, iż Łemkowie niechętnie identyfikowali się - przynajmniej na zewnątrz - z grupą ukraińską. Na osłabienie proukraińskiej opcji wpłynął też fakt złamania pozycji Kościoła Greckokatolickiego, będącego oporą ukraińskiego ruchu narodowego. Większość wiernych z terenów Łemkowszczyzny przejęła po wojnie Cerkiew Prawosławna, w kwestiach narodowych zachowująca neutralność.

Po 1956 r. część Łemków uzyskała możliwość powrotu w rodzinne strony. Pomimo administracyjnych przeszkód skorzystało z niej ok. 6 tys. osób. Pojawiła się też, bardzo zresztą ograniczona, możliwość realizacji łemkowskich aspiracji kulturalnych. Przy powstałym w 1956 r. Ukraińskim Towarzystwie Społeczno-Kulturalnym utworzono Sekcję Łemkowską, a w ukraińskim piśmie "Nasze Słowo" przeznaczono dla Łemków jedną stronę, redagowaną w dialekcie. Była to dla strony ukraińskiej wygodna forma kontroli nad ruchem łemkowskim, choć - jak miało się okazać - mało skuteczna, jako że przez UTSK przewinęło się wielu obecnych działaczy-"separatystów".

Odmiennie ułożyły się losy Preszowszczyzny. Nie zaznała ona dramatycznych wstrząsów podczas wojny, nie objęły jej też przesiedlenia na większą skalę. Lata powojenne stały się okresem prawdziwego renesansu narodowego. A zarazem renesansu rusofilstwa. Ukłonem w stronę oficjalnej doktryny radzieckiej było przyjęcie określenia "ukraiński" w nazwach miejscowych instytucji. Prowadziło to do dość paradoksalnej sytuacji. Jak wspomina Mykoła Muszynka, "językiem obrad Ukraińskiej Rady Ludowej Preszowszczyzny był rosyjski, nawet jej gazeta - tygodnik "Priaszewszczina", wychodziła w literackiej ruszczyźnie. Większość przedstawień Ukraińskiego Teatru Ludowego w Preszowie wystawiano w literackim języku rosyjskim, podobnie radio nadawało wyłącznie po rosyjsku. Po rosyjsku pisali niemal wszyscy lokalni literaci, należący do nowo utworzonej ukraińskiej sekcji Związku Pisarzy Słowackich". Na początku lat 50-tych nastąpiła radykalna zmiana kursu. Rusinów wschodniosłowackich uznano arbitralnie za Ukraińców, a rosyjskie instytucje, organizacje kulturalne, czasopisma zastąpiono dosłownie z dnia na dzień ukraińskimi. Posunięcia te wywołały prawdziwy szok. Mimo że mniejszość uzyskała wszechstronną pomoc państwa w postaci finansowania własnego szkolnictwa, wydawnictw, teatru, muzeum, postępował proces wynarodawiania się Rusinów. Nie mogąc kultywować tradycyjnej rosyjsko-rusińskiej odrębności i z różnych przyczyn nie chcąc utożsamiać się z Ukraińcami, Rusini zaczęli gwałtownie asymilować się ze słowackim otoczeniem. O ile w 1930 r. rusińskość deklarowało ponad 91 tys. mieszkańców Preszowszczyzny, o tyle pół wieku później - podczas spisu powszechnego w 1980 r. - do narodowości ukraińskiej przyznało się niecałe 40 tys. osób. Przemiany polityczne, które dokonały się na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w naszej części Europy, ponownie zaktualizowały kwestię rusińską. Pierwsze symptomy ożywienia pojawiły się już na początku lat osiemdziesiątych w środowisku polskich Łemków. Ośrodkiem intelektualnego fermentu stał się komitet organizacyjny "Łemkowskiej Watry", dorocznego święta, przyciągającego latem w Beskid Niski tysiące Rusinów - zarówno mieszkańców Ziem Zachodnich, jak i tych, którzy po 1956 r. powrócili w strony ojczyste. Komitet skupił przede wszystkim działaczy niechętnych UTSK, coraz wyraźniej opowiadających się za ideą łemkowskiej odrębności narodowej. Chociaż w roku 1990 kontrolę nad "Watrą" przejęła grupa proukraińska, "separatyści" zdążyli znaleźć sobie nowe forum działalności. Jest nim zarejestrowane w 1989 r. legnickie Stowarzyszenie Łemków, wydające pismo "Besida" i będące głównym organizatorem "Watry na obczyźnie", odbywającej się co roku w Michałowie na Ziemiach Zachodnich. W odpowiedzi działacze, związani z dawną Sekcją Łemkowską UTSK, powołali do życia w Gorlicach Zjednoczenie Łemków, co odnowiło, znaną z okresu międzywojennego, walkę orientacji narodowych.

Podobny konflikt ujawnił się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych na Słowacji. Jako alternatywa dla dotychczas działających organizacji ukraińskich narodził się na Preszowszczyźnie samodzielny ruch rusiński - Odrodzenie Rusińskie. Podobnie jak Stowarzyszenie Łemków organizacja ta odrzuciła dawne koncepcje rusofilskie, głosząc istnienie niezależnego tak od Rosjan, jak i od Ukraińców, narodu karpatoruskiego. Za sukces orientacji autochtonicznej na Słowacji uznane zostały wyniki spisu powszechnego z 1991 r., w którym po raz pierwszy obok kategorii "Ukrainiec" pojawiła się kategoria "Rusin". O ile narodowość ukraińską zadeklarowało około 14 tys. badanych, o tyle z rusińskością identyfikowało się blisko 17 tys. osób. Zastanawiać się, oczywiście, należy, czy wybierając tradycyjne samookreślenie "Rusin", ankietowani istotnie i w pełni świadomie opowiadali się za przynależnością do odrębnego narodu karpatoruskiego?

Naczelnym problemem, stojącym w tej chwili przed Rusinami, jest rozwiązanie kwestii języka literackiego, bez którego trudno sobie wyobrazić istnienie nowoczesnego narodu. Dla przedstawicieli obozu proukraińskiego rozstrzygnięcie jest oczywiste - językiem literackim Rusinów winien być ukraiński, ewentualnie wzbogacony o dialektyzmy, które pozwoliłyby w artystycznym przekazie oddać lokalny rusiński koloryt. Narodowcy karpatoruscy stoją przed trudniejszym zadaniem. Ich celem jest stworzenie nowego, niezależnego od literackiej ukraińszczyzny, standardu językowego. Standard taki w zasadzie już istnieje - skodyfikowanym na początku XX wieku językiem i sporym dorobkiem piśmienniczym dysponują Baczwańcy. Niestety, ich dialekt wywodzi się genetycznie z rodziny gwar południowosłowackich (co notabene świetnie ilustruje iluzoryczność wiązania kwestii języka z przynależnością narodową) i w związku z tym jest słabo zrozumiały dla pozostałych grup karpatoruskich. Zagadnieniom językowym poświęcony był kongres, zwołany przez rusińskich narodowców w listopadzie 1992 r. w Bardejowskich Kúpelach na Słowacji. Podczas jego obrad zwyciężył pogląd, iż poszczególne części Rusi Karpackiej (Łemkowszczyzna, Preszowszczyzna, Zakarpacie i rusińskie terytoria w obecnych granicach Węgier) powinny wypracować niezależne od siebie standardy literackie, dopiero zaś w następnym etapie podjąć próbę stworzenia jakiejś wspólnej mowy, koiné.

W ciągu ostatnich kilku lat uczyniono sporo, by decyzje kongresu wcielić w życie. Już w styczniu 1995 r. uroczyście ogłoszono w Bratysławie akt kodyfikacji języka rusińskiego w jego wariancie wschodniosłowackim. Od roku akademickiego 1998/99 kształci studentów powołana na Uniwersytecie w Preszowie katedra rusinistyki. Na terenie polskiej Łemkowszczyzny w użyciu są już dwa podręczniki do nauki rusińskiego dla szkół podstawowych, opracowano też gramatykę dla dorosłych oraz rozmówki polsko-łemkowskie. Jak się wydaje, kluczowym zagadnieniem pozostaje w tej chwili nie tyle sama kodyfikacja lokalnych gwar, ile późniejsza promocja wykoncypowanych standardów. Czy uda się pozyskać odpowiednio liczną grupę, która zechce się posługiwać literackimi językami rusińskimi, czy też pozostaną one martwymi konstrukcjami? Podstawowe znaczenie mieć musi wprowadzenie nauki rusińskiego do szkół. Obecnie czynione są w tym kierunku dopiero pierwsze kroki, trudno zatem ocenić, czy projekt ma szanse powodzenia.

Która z rywalizujących orientacji odniesie ostatecznie zwycięstwo? Badania socjologiczne wykazują, iż nadal znaczna część karpackich Rusinów ma problemy z określeniem się w kategoriach narodowych, preferując raczej identyfikację na poziomie regionalnym. Wiele zależy od postawy młodej inteligencji. Który z programów narodowych zostanie atrakcyjniej podany przez nią szerokiej społeczności rusińskiej, który będzie lepiej przystawał do współczesnych realiów? Zadecydują ponadto czynniki zewnętrzne. Czy idea karpatoruska odniesie sukces na Zakarpaciu, gdzie zamieszkuje obecnie największa grupa rusińska? Czy państwo ukraińskie podźwignie się z permanentnego kryzysu, co jest warunkiem wyjściowym, by mogło ono stać się kulturalnym i politycznym centrum, przyciągającym karpackich górali? Spór orientacji narodowych stał się dziś przyczyną głębokich podziałów w łonie społeczności rusińskiej. Narodowa rywalizacja ma jednak również aspekt zdecydowanie pozytywny. Wiąże się ona z wyraźną aktywizacją coraz szerszych kręgów rusińskich. Można oczekiwać, iż poszukiwania tożsamości narodowej, które podjęła znaczna część Rusinów, skutecznie zahamują postępujący proces akulturacji tej grupy.

Jan Jacek Bruski