Strona główna
nr 3(11)/2000


FEDERALNA BRYTANIA

Nikogo nie dziwią zbytnio dążenia separatystyczne w Szkocji i Walii – najbardziej niepokornych regionach Wielkiej Brytanii. Wielu jednak zdziwiłoby się wiedząc, że działania na rzecz regionalnych autonomii prowadzone są również w Anglii, postrzeganej jako bastion centralizmu i symbol imperialnych praktyk.

Kiedy w maju ubiegłego roku Walijczycy i Szkoci wybierali swoje regionalne parlamenty, wielu zadawało sobie pytanie: czy to początek secesji, czy też federalizacji Wielkiej Brytanii? Z secesją celtyckich krain Brytyjczycy przez najbliższe lata na pewno nie będą mieli do czynienia, wizja federalizacji wydaje się natomiast jak najbardziej prawdopodobna.

Rodzi się jednak pytanie, czy obok Ulsteru, Walii i Szkocji kolejnym jej podmiotem będzie Anglia, czy też angielskie regiony, oraz Kornwalia, coraz głośniej podkreślająca swe celtyckie korzenie.

Jak się okazuje, angielscy regionaliści skupieni w Ruchu Anglii Środkowej (Devolve), Regionalistach Wessexu oraz Kampanii na rzecz Północy (CfN), szczerze popierający autonomizację Walii i Szkocji, chętnie widzieliby także samą Anglię jako związek autonomicznych regionów, równoprawnych partnerów swych celtyckich sąsiadów z zachodu i północy.

„Chociaż Anglicy są jednym narodem, to problemy i potrzeby poszczególnych regionów Anglii są różne. Dla Szkotów i Walijczyków nacjonalizm był katalizatorem ich dążeń do autonomii, my jesteśmy regionalistami przeciwstawiającymi się londyńskiemu centralizmowi” – mówi John Banks z Wessex Regionalists.

Co ciekawe, angielskie ruchy regionalistyczne nie są partiami typu tradycyjnego, które można zaszeregować według kryterium lewica-prawica. W zasadzie skupiają one w swych szeregach ludzi o najróżniejszych przekonaniach, co szczególnie jest widoczne na przykładzie regionalistów środkowoangielskich z Devolve: znaleźć tu można tak wolnorynkowych Torysów przekonanych do idei regionalizmu, umiarkowanych labourzystów, jak i skrajnych lewaków. Spoiwem, które łączy tych ludzi jest potrzeba reformy kraju i odrodzenie naturalnej kultury angielskiej. Odwoływanie się więc do średniowiecznych tradycji anglo-saksońskich ma w mniemaniu regionalistów angielskich zdjąć z nich odium brytyjskości, kojarzonej z biurokratyczną machiną państwową, niezdolną do respektowania jakiejkolwiek różnorodności. Tak więc zarówno regionaliści z Wessexu jak i Devolve umiejętnie łączą politykę z aktywnością na polu kultury: „bo czymże byłyby regiony bez świadomości swej odrębności?”- mówi Ken Dyke z Devolve, pokazując jednocześnie znaczek przedstawiający krzyż św. Jerzego (symbol Anglii) z napisem „małe jest piękne” i „jestem Anglikiem nie Brytyjczykiem”, podkreślając przy tym problemy Anglików z ich samoidentyfikacją. Wielu z nich czuje bowiem więzy z miastem i hrabstwem, z którego pochodzi, brak jest natomiast tożsamości regionalnej.

Również samo pojęcie „angielskości” jest często kontrowersyjne. Nadużywane przez skrajną prawicę, nie jest mile widziane przez tych, którym kojarzy się z rasizmem. Łatwiej jest więc być Szkotem, Irlandczykiem czy Walijczykiem niż Anglikiem, postrzeganym w kategoriach najeźdźcy, niechętnego innym nacjom. A jednak, o dziwo, największe poparcie dla „angielskości” wypływa z kręgów kolorowych społeczności z Karaibów, Afryki i Azji. Jak mówi Yasmin Alibhai-Brown „jeśli Anglicy staną się świadomi swego dziedzictwa, z pewnością staną się też bardziej otwarci na inne kultury”. 

Tak więc obok pielęgnowania własnych tożsamości regionalnych, Devolve i Wessex Regionalists we współpracy z Kampanią Angielską (stowarzyszenie na rzecz dziedzictwa anglosaskiego) podkreślają wagę kultury ogólnonarodowej. Co godne uwagi, zarówno działalność polityczna jak i kulturalna angielskich regionalistów jest pozytywnie odbierana przez Celtów – politycznie Devolve jest blisko związany z walijską Plaid Cymru, zaś w dziedzinie kultury żywe są kontakty z Ligą Celtycką (zwłaszcza jej szkocką sekcją).

Przyznanie autonomii Walii i Szkocji przy jednoczesnym braku reform w samej Anglii niesie jednak w odczuciu działaczy WR, CfN i Devolve pewne zagrożenia. Po pierwsze, Anglicy będą dalej reprezentowani tylko na jednym szczeblu – krajowym, podczas gdy Szkoci i Walijczycy będą mieli podwójną reprezentację – we własnych parlamentach regionalnych oraz brytyjskiej Izbie Gmin. Tak więc decyzje dotyczące samej Anglii pozostaną nadal w gestii parlamentarzystów wybieranych w całym Zjednoczonym Królestwie, podczas gdy autonomiczne już regiony będą zarządzały się samodzielnie. Moi rozmówcy często podkreślali, że chociaż Anglicy utracili kontrolę nad Szkocją i Walią, to Szkoci i Walijczycy nie utracili kontroli nad Anglią!

Drugim argumentem za dalszą autonomizacją jest groźba „centralizacji” Anglii. Już dziś dla wielu mieszkańców Wysp Brytyjskich procesy dewolucyjne są przejawem rozpadu Zjednoczonego Królestwa – stąd obawy przed wzrostem tendencji „dośrodkowych” w społeczeństwie angielskim. Trzeci argument jest już czysto racjonalny. Potrzeba znalezienia nowej formuły funkcjonowania Brytanii oraz regionalizacja Anglii wynika najzwyczajniej z pragnienia usprawnienia zarządzania państwem oraz poszczególnymi jego składowymi.

Jak przekonują regionaliści, nadanie autonomii Anglii jako całości w ramach państwa brytyjskiego, nie tylko przyczyniłoby się do jej dominacji nad pozostałymi członami federacji (bo najprawdopodobniej ku systemowi federalnemu skłoni się Wielka Brytania), ale również skutecznie umniejszyłoby rolę angielskiej prowincji. Dlatego dalszymi podmiotami związku winno stać się pięć angielskich regionów i dodatkowo Kornwalia.

„Czy wyobrażasz sobie funkcjonowanie państwa, w którym jeden jego składnik [Anglia – B.Ś.] ma pięć razy tyle mieszkańców co trzy pozostałe razem wzięte [Walia, Ulster i Szkocja – 
B.Ś.]?” - przekonuje jeden z działaczy Devolve i 
zaraz dodaje: „Byłoby dziwne gdybyśmy w 
ramach Europy regionów tolerowali jednostkę administracyjną o wielkości porównywalnej do powierzchni Austrii i Szwajcarii razem wziętych”.

Angielscy regionaliści podkreślają swe zamiłowanie do różnorodności nie tylko w kulturze. „Anglia Środkowa to taki wasz Górny Śląsk, tylko trochę bardziej zrestrukturyzowany; Północ to Śląsk i wybrzeże w jednym, do tego dochodzi średniozamożny południowy zachód i arcybogate, stołeczne tereny na południowym wschodzie. Każdy z tych obszarów wymaga innej polityki, swoistego planu zagospodarowania i rozwoju regionalnego” – mówi Ken Dyke. 

Pytam o słynne RDA (Regionalne Agendy Rozwoju), mające być namiastką rządów regionalnych. Ich ocena wśród regionalistów daleka jednak jest od zachwytu. Po pierwsze są to jednostki w całości kontrolowane przez rząd, po drugie zakres ich kompetencji jest dużo mniejszy niż zgromadzeń w Walii i Szkocji, po trzecie nie mają żadnych uprawnień w zakresie polityki międzynarodowej. „No i nie respektują historycznych granic regionów, co dla nas jest nie do przyjęcia” – dodaje Woody, jeden z liderów Devolve.

Szanse na realizację przynajmniej części swych zamiarów działacze WR, CfN i Devolve widzą w aktywności elit regionalnych, których stowarzyszenia na rzecz regionalnych rządów już dziś domagają się przekazania większych uprawnień angielskim regionom oraz ich równouprawnienia z innymi obszarami Zjednoczonego Królestwa. „Wiemy, że sami niczego nie dokonamy. Przyszłość może jednak należeć do nas, jeśli będziemy wytrwali w naszych działaniach i jeśli tylko dopisze nam szczęście” – konstatuje John Banks. 

Brytyjczycy coraz częściej rozważają możliwość zastąpienia dotychczasowego hymnu państwowego („Boże chroń królową”) wiązanką narodowych melodii poszczególnych części królestwa. Czy Anglicy zadowolą się jedną pieśnią, czy wplotą ich więcej w muzyczny symbol swego kraju pokaże przyszłość. Jedno jest pewne: regionalizacja to dziś modny temat rozmów Anglików.

Bartłomiej Świderek