Strona główna
nr 1(13)/2001


Mutter Schläsing, deene Usingern*
czyli kilka uwag o Mundarcie i śląskości

 

1.

Kiedy wraz z końcem drugiej wojny światowej miliony niemieckich Ślązaków musiały opu-ścić polskie już terytorium Śląska, rozpoczął się powolny proces zanikania tej grupy etnicz-nej, zaliczanej zwykle do kręgu plemion wschodnioniemieckich. Niemieccy Ślązacy bowiem roztapiają się zwolna w masie Niemców, tracąc swoją lokalną differentia specifica. 

Przeciw tej arbitralnej nieco tezie można, owszem, podnieść takie fakty, jak żywotność niemiecko-śląskich ruchów regionalnych, typu Landsmannschaft Schlesien (Ziomkostwo Śląskie) i wszystkich afiliowanych przy nim (bądź nie) śląskich grup kulturalnych, folklory-stycznych, politycznych, które liczy się w Niemczech nie na setki, ale na tysiące. W istocie, jest to środowisko o niebagatelnej prężności i znaczeniu, wszakże – wraz z wymieraniem Ślązaków urodzonych na Śląsku – jego autoidentyfikacja w coraz mniejszym stopniu opiera się na naturalnej, wrodzonej specyfice obyczajowej, kulturowej czy językowej, odcinającej tę grupę wyraźnie od reszty Niemców, natomiast punkt ciężkości przesuwa się ku świadomemu podtrzymywaniu pewnych aspektów owej specyfiki. Działania takie, będące udziałem wąskiej elity świadomych swoich korzeni młodych ludzi, urodzonych już w Niemczech, noszą pewne cechy zabiegów zgoła muzealnych. Nie da się już bowiem odtworzyć w pełni bogactwa ślą-skiego dialektu niemczyzny czy oryginalnej obyczajowości niemieckich Ślązaków – te istnieją tylko w naturalnym związku z krajobrazem, z konkretną przestrzenią – geograficzną, ale i kulturową, w związku, którego po 1945 roku zabrakło. 

Nie znaczy to oczywiście, iżby działania kultywujące nie przynosiły wymiernych efektów. Wydaje się jednak, że ogólna tendencja jest nieodwracalna, można najwyżej wyhamować jej impet. Warto przyglądać się, sekundować, wysiłkom niemieckich Ślązaków około konserwowania np. własnego dialektu, tzw. Mundartu, pamiętając, że śląski dialekt języka polskiego (o wiele uboższy od niemieckiego i ograniczony niemal wyłącznie do Górnego Śląska) bez odpowiednich zabiegów kultywujących również skazany jest na szybkie wygaśnięcie wskutek bezwzględnej presji polszczyzny „wysokiej”. Już obecnie gwara śląska coraz częściej ogranicza się do odrębnej intonacji i barwy głosu, owego „mówienia grubszym głosem jakby przez zaciśnięte gardło”, natomiast wyparowuje z jej obrębu wielość leksykalnych odrębności. Czeka też zapewne polsko-śląski dialekt los podobny do dialektu niemieckiego – los szacownego zabytku etnograficznego, sztucznie utrzymywanego przy życiu szeregiem reanimacyjnych posunięć, typu edycje słowników gwarowych czy książek pisanych już z tymiż słownikami w garści. Przecież autentyczną, tętniącą obfitością oryginalnego słownictwa gwarą posługują się obecnie na Górnym Śląsku już tylko nieliczni, starzejący się ludzie. Kto z ludzi, urodzonych, powiedzmy, w latach 70. czy 80. będzie np. w 2020 r. pamiętał, co to są hawerfloki, haszpelman, bryjtka, sztrajhycel, bormaszina, by przytoczyć tylko kilka słów niemieckiej proweniencji, dość zresztą rozpowszechnionych (trudniejszych nie mogę sobie przypomnieć). Wypada tylko mieć nadzieję, że powyższe uwagi grzeszą nadmiernym pesymizmem.

2.

Barbara Suchner, autorka jednego z licznych słowników niemiecko-śląskich gwar (owego Mundartu, czyli niejako „języka mówionego”), zauważa: Najpóźniej w drugim dziesięcioleciu XXI w. zamkną swoje oczy – i usta – Ślązacy, którzy nauczyli się mówić jeszcze przed wypędzeniem, w ojczyźnie (Heimat). Dlatego chciałam opublikować ten mały słownik śląski, aby pobudzić żyjących jeszcze Ślązaków do zachowywania i przekazywania potomkom tego, co śląskie. Jej wydany w 1990 r. Schlesisches Wörterbuch. Kleines mundartliches Lexikon, uświadamia czytelnikowi bogactwo śląsko-niemieckiego dialektu. Oto bowiem okazuje się, iż liczący osiem tysięcy pojęć, zbiór słów, wyrażeń, powiedzonek, ogranicza się tylko do wybranych regionów na ogół Dolnego Śląska: Wrocław i powiat trzebnicki (skąd pochodzili przodkowie matki autorki), okolice Wałbrzycha (strony rodzinne ojca i jego antenatów) i nieco ze wschodniego Górnego Śląska (tj. regionu przemysłowego), skąd wywodzi się mąż autorki. Praca Barbary Suchner jest wydawnictwem popularnym, Mundart doczekał się jednak i fachowych, naukowych opracowań. Pomnikowym dziełem tego typu jest trzytomowy Schlesisches Wörterbuch, zredagowany przez Walthera Mitzkę i opublikowany w latach 1963-1965 w Berlinie. Rzecz jasna, dialekt śląski przyciągał uwagę badaczy i przed Vertreibungiem (wypędzeniem), by przypomnieć Karla Rothera Die schlesischen Sprichwörter und Redensarten (Wrocław 1928). W ogóle na Śląsku twórczość literacka w gwarze rozwijała się na dość rozległą skalę i to bynajmniej nie wyłącznie na obszarze twórczości ludowej. Autorem, który niewątpliwie mocno się przyczynił do rozpropagowania Mundartu, co więcej, który Mundart odkrył dla literatury, był wrocławianin Karl Eduard von Holtei. Ten rówieśnik Mickiewicza (ur. 1798 r.), debiutujący niemal w tym samym czasie (1819 r.), związany był przede wszystkim z niemiecką sceną (był aktorem, a później m.in. dyrektorował Deutsches Theater w Rydze, potem we Wrocławiu), włóczył się wiele po Europie i Niemczech, jednak ostatnie 15 lat życia spędził w rodzinnym Wrocławiu (zm. 1880 r.). Inaczej niż Mickiewicz, który mimo używania wielu regionalizmów nigdy nie zdecydował się pisać dialektem (mogłoby to mieć fatalne skutki dla zdrowia Kajetana Koźmiana), von Holtei publikował obficie wiersze pisane gwarą, kreując modę na posługiwanie się dialektem. Mała próbka von Holteia, niezbyt poważny wierszyk

Mei Madel: 

Wer ock mei Madel sitt,
Där find se scheene;
Se ist harlard’ und flink,
gar a bewuschbert Ding;
Ock a wing kleene...

Hmm, jak to przełożyć? Najodpowiedniejszym ekwiwalentem językowym byłby zapewne polski dialekt górnośląski, ale wiadomo, że to nie to. Spróbujmy, już na wstępie rezygnując z gęstego sześciozgłoskowca. Najpierw tytuł: 

Moja dziołcha: 

Wto ino moja dziołcha dojrzi,
Tymu sie łona piykno zdo;
Gryfno i śwarne luki mo,
A jak łobrotne, robotne to!
Ino trocha mało: s tym je gorzi...

Bez obecności Holteia w literaturze niemieckiej, może Gerhart Hauptmann (pochodzący notabene ze Szczawna Zdroju), czołowa postać literatury niemieckiej początku XX w., nie poważyłby się napisać słynnych „Tkaczy” po śląsku. Hauptmann, który powiadał, że pisze, aby przywrócić dialektowi jego utraconą godność. Dziś niemiecka twórczość gwarowa ciągle jest żywa i obecna, choć brakuje z pewnością równie utalentowanych autorów co von Holtei czy Hauptmann.

Gdy mowa o polskim dialekcie górnośląskim wspomina się zwykle mnogie zapożyczenia z języka niemieckiego. Jak wygląda ta sprawa w drugą stronę? Otóż przeglądając 240-stronicową książkę Suchner niewiele znajdujemy słów zaczerpniętych z polszczyzny, czego przyczyną jest zapewne wspomniane pochodzenie większości materiału leksykalnego z Dolnego Śląska, gdzie polszczyzna de facto nie istniała. O wiele więcej przejęć z gwar polskich zawierają gwary górnośląskie niemieckiego dialektu śląskiego. Przypomina się tutaj znakomity poemat Horsta Bienka Gleiwitzer Kindheit (ta niemiecka wersja Jechać do Lwowa Adama Zagajewskiego, choć zważywszy, że Gliwickie dzieciństwo powstało w 1966 r., zatem 14 lat przed poematem Zagajewskiego, należałoby to zdanie raczej odwrócić ...), gdzie znajdujemy nie tylko bezpośrednie cytaty z polszczyzny, jakkolwiek lekko zdeformowane (muj Bosche kochana), ale i przykłady jej obecności w obrębie gwary niemieckiej. Podmiot liryczny wiersza przywołuje obraz chłopców – jest rok 1944, wkrótce, w styczniu 1945, nadejdą Sowieci – stojących na brzegu gliwickiej rzeki – Kłodnicy i odlewających się w trzciny. Osoba mówiąca w wierszu konstatuje: ich waiss noch där Hoppeck hatte/ den grejssten Pullock/ du Dupa ich chab die Hedel... (poprawnie powinno to być zapisane ich weiss, der Hoppeck hatte den größten Pullock, du Dupa ich habe die Hedel). Jak widać, polska śląszczyzna wdarła się w gwarę niemiecką nie tylko w materii ksywek (sympatyczny Hoppeck), ale i na polu dość specyficznej terminologii. Sławetną nośność polskich (tu: śląskich) wulgaryzmów w obrębie niemczyzny potwierdza jeszcze Bienek, wywołując ze swojej pamięci tak bardzo śląskie Pjerunnie, słowo, które awansowało do rangi nazwy osobowej, określano nim bowiem często Górnoślązaków. Zmęczeni inwalidzi górniczy w omawianym poemacie to invalide Grubjosche. Tu już mamy do czynienia z doprawdy perwersyjnym figlem językowym: oto z niemieckiego die Grube, kopalnia, powstaje śląskie określenie górników, grubiorze, by powrócić jako niemieckie, choć regionalne, słówko w niemieckim poemacie niemieckiego poety. Warto zauważyć, że górnośląska gwara niemiecka musiała stanowić duży problem dla mieszkańców głębi Niemiec. W trzeciej części swojego poematu (Bergwerkstraße) pisze Bienek: Żołnierze przyszli/prostą drogą/z mitu/wielkiej Rzeszy/uczyli się żmudnie naszego języka/śpiewali pieśni o Zachodnim Lesie/sylabizowali <pierona>/i w lasach bzykali dziewczyny.

Słowniczek Barbary Suchner zawiera zapożyczeń z polskiej śląszczyzny czy też z polszczyzny, jak wspomniano, niewiele. Przytoczmy te, które wydają się być takowymi przejęciami. 

Babe – ciasto, zwykle drożdżowe, także nudna kobieta
Babuschen – pantofle
Babuschka – babcia, niania, starsza kobiecina
Brinza, Brinse – owczy ser
Britschke – otwarty powóz
Dulke – zagłębienie
Dupp, Duppa, Dupps – wiadomo: siedzenie, także niezdecydowany człowiek
Galoschen – stare buty
glupsch, glubsch – złośliwy, zapiekły (może też pochodzić od glauben), także klupsch, klubsch – fanatyczny itp.
Gratsch – zła praca, niezdarny człowiek
Gratsche – zła praca
Gratschka, Gratschkala – płaczliwe dziecko
gratschen – źle pracować
Gratschker, Gratschkopp – niezdara (podobnie Gratschlich – od gracać, choć może od niem. grätschen, stawać w rozkroku?)
hallazen – hałasować
Hoppek – chłopak
Hops, hopsen – skok, skakać
Kalasche, Kalesche, kalaschen – baty, dostawać baty
Kanapee – sofa, kanapa
Karbatsche – bicz z powiązanymi rzemieniami
Klabatschke, Klabatschker – próżna gadanina
klabatschkern – wiele gadać
Klitsche – mały sklep, domek
Krupnick – kaszanka (krupniok)
Kujon - tyran
kullen, kullern – toczyć się (kulać się po śląsku)
Kulle – okrągła rzecz, koło
Kuleike – cała sprawa
Kutz, Kuz, Kuze – kaszel
Kutzen – kaszleć (śl. kucać)
Leschake – leń
Lulatsch, Lullatsch – powolny, niezaradny człowiek
Lur(r)e, Lurke – cienka kawa (też: Plurre)
Ninnei – łóżko, łóżeczko dziecięce
ninnei machen – zasypiać, iść spać (śl. nynać)
Pachulke – grubiański, szorstki człowiek
Pennunse, Penunse – pieniądze (też: Pinunse)
Pieron, Pierunje – Górnoślązak
Pojatz – klaun, osoba lubiąca się wygłupiać
Rabatz – hałas
rabatzen, rabatzern – robić, pracować, trudzić się

Jak widać, słówek tych niewiele (jak na ośmiotysięczny zbiór), a i niejeden może mieć wątpliwości (ja też je mam), czy istotnie wszystko to polskie (śląskie) zapożyczenia. Trzeba by tutaj rozstrzygnięć ze strony językoznawców. 

3.

Jak wspomniano, w słowniczku Barbary Suchner dominują słówka, zwroty, wyrażenia proweniencji dolnośląskiej. Jakkolwiek w danym przypadku może to mieć swoje przyczyny, by tak rzec, familijnej natury (rodzina autorki z Dolnego Śląska), to jednak fakt takiej, a nie innej reprezentacji leksykalnej odsyła do pewnego żywego wśród Ślązaków niemieckich zagadnienia. Hugo Hartung, aktor, dramaturg i radiowiec, autor znakomitych wspomnień z Śląska lat 1944/45, zmarły w 1972 r. w Monachium, opowiadał, że pracując nad książką Deutschland, deine Schlesier (Hamburg 1970) ...kiedy rozmawiałem o planie tej książki z pewnym inteligentnym Dolnoślązakiem, powiedział mi <Ale chyba nie zajmie się Pan tutaj Górnoślązakami! Przecież to nie są prawdziwi Ślązacy!> W istocie, na Górnoślązaków patrzono czasem jako na „niepewnych”, na jakichś Wasserpollacken, przechylających się raz na polską, raz na niemiecką stronę. Jak widać, Niemcy mają z Górnoślązakami ten sam problem co Polacy. Rzecz jasna, w ekumenie dzisiejszym niemieckich Ślązaków dominuje przekonanie, iż wasserpolacy to też porządni Ślązacy. Jak mówi powiedzonko: Gott verlässt einen Oberschlesier nicht/ auch wenn er etwas polnisch spricht! (Górnoślązaka nie opuszczaj Boże/nawet gdy coś po polsku czasem powie). Owo „bycie poza ojczyzną (Heimatem)”, bycie „na wygnaniu”, działa integrująco, scalająco. Niedawno honorowy przewodniczący Landsmannschaft Schlesien, Herbert Hupka (pamiętamy go z słynnego serialu „Dziennik Telewizyjny” gdzie wespół z osławionym Czają był odpowiednikiem Brunnera z innego produktu peerelowskiej telewizji) zauważył z satysfakcją: W Landsmannschafcie postrzegamy się jako po prostu Ślązaków, Ogólno-Ślązaków, nie rozróżniając na Górno- i Dolnoślązaków. Istnieje zatem wyraźny ekumenizm śląski wśród niemieckich Ślązaków, ekumenizm tak szeroki, że Hajo Knebel (skądinąd rodzony w Bolesławcu, a właściwie – w Bunzlau...), w swojej popularnej książeczce Typisch schlesisch, jednym tchem zalicza do śląskiego Mundartu (pozwolę sobie na cytat nietłumaczony) gwary: ...das Neiderländische, das Gebirgsschlesische, das Wendische, das Tschechische, das Böhmische, das Polnische, das Schlesische der Nieder- und Oberlausitz, das harte Oberschlesische, das Wasserpolnische, das Schlesische der Zillertaler, das des Riesen- oder Isergebirges, des Waldenburger Berglands, des Glatzer Schneegebirges, das Breslauische aus der Weißgerberohle... Tak więc od zabiegów ekskluzywnych wokół definicji śląskości i śląskiego dialektu przeszliśmy śmiało do stanowiska niemal imperialnego. 

I to bogactwo typów Mundartu, dialektu śląskiego, bogactwo dziś w dużej mierze historyczne, choć jakoś tam ciągle jeszcze żywe, tyleż w Niemczech, co i na Górnym Śląsku, wydaje się w pewien sposób korespondować z charakterystyczną cechą Śląska, opisywaną, dostrzeganą bodaj tylko przez Niemców – mianowicie obfitością twórczości, pisarstwa, ale i zwykłej pisaniny, jaka z tej ziemi wypłynęła. Tego aspektu śląskości dotyczyła słynna, fakt, że nieco ironiczna, uwaga Detleva von Liliencrona o Śląsku jako krainie 666 poetów (nigdy nie mogłem dociec, dlaczego akurat ta sataniczna cyfra została przez Liliencrona użyta). Tego aspektu śląskości zapewne niewielu Polaków, kojarzących często to, co śląskie z sobotą w Bytkowie, spodziewa się znaleźć w przeszłości Śląska. 

4.

Wielości Mundartów towarzyszy leksykalne bogactwo. By nie pozostać gołosłownym, zo-baczmy, jak można w niemiecko-śląskim dialekcie powiedzieć do kobiety/dziewczyny czy też o kobiecie/dziewczynie:

Aale, Aasmädel, Achtl, Aloster, Argerscheit, ale Baabe, Babe, ale Babke, Babuschka, ales Band, Battelliese, ale Batze, Baust, langer Besen, ale Bichs, Bisgurn, Bisse, Blutt, Bohnenstange, Brummarschen, Brummeisen, Brüsel, ale Büchs, Bule, Bumme, Buttel, Donnerbesen, ale Dorre, Doargel, Drachscheit, Dragoner (albo Küchendragoner), Dreckbasem, Dreckbüchs, Dreckbuste, Drechselluder, Drolle, Drotsel, Droxel, Drulle, ale Drussel, Eeschichtige, Facke, Fettschwuppe, Fetzpopel, Finke, Flamme, Flap(p)se, Flaume, Flederwisch, Fluutschliese (Flunschliese), ale Frele, Fröle, Frotzen Frovolk (Fruvolk), ale Fuchtel, Fummel, Fürtula, Futze, Gake** , Gansla, Gebäcke, ales Gefitze, Gekla, ales Geniste, ales Gerecke, Gescheeche, Gestecke, Gezoke, Gezoika, ale Glapa, Gockerliese, ale Grachel, Gräfin Rotz auf der Gießkanne, Gratsche, Greh, Griebsch, Grietschel, Grula, Grußel, Gummel, ale Gundel, Gunk, Gunke, Gunkla, Gurke, ale Gurre, Haderkatze, Hanschkla, ale Heckel, ale Heeke, Hefeklößel, Heimchen, Heimerle, Henne, Herzenspinkel, Herzepinkel, Herzepünkerle, Heulliese, Heulmemme, Heulsuse, Heultitte, Heultrine, Hexe, ale Hippe, Hofetrampel, Hopfenstange, Hummel, Huttruse, Hutzelweibel, Jammerjette, Jette, ale Jettel, Juchtel, Jule, Jumfer, al. Kaak, Kanone, Ka(r)line, Karpfe, Karpe, Korpe, Keife, Keifze, Klackerweib, Klaffke, Klatsche, Klauster, Kleinmagd, Kluck, Klunkerliese, Kohkotze, Krabbe, Krachscheit, ale Kracke, ale Krah, Kratze, Kratzbürste, Kricke, Kroke, Krucke, ale Kruste, Kuth, Laberlies, Labertitte, Landpomeranze, Laster, Latsche, Luma, Lyze, Madla, Mahrplänte, Mardel, Maschine, Mäste, Meine, Meste, faule Metze, ales Mistgewitter, Misthenne, Mistsau, Mohbabe, Mohmulle, Mohtüte, Morchel, Motte, Muhme, alte Murschel, Musche, Muschel, Neßla, Neuschierla, Nissel, Notsche, Nuchel, Nudel, Pauerntrampel, Pauerpflaume, Pauersche, Pauerschikse, Pimperliese, Plader, Plane, ale Plärre, ale Platsche, Plaudertoasche, tumme Plente, Pinze, Pluchs, Pulderzjnte, ale Plutsche, Potsche, Priesla, Prise, Prootzel, Prutsch, ale Puscheil, Putla, Putzla, Quasselstrippe, Quatschliese, Quatschtisk, Quotschmeste, ales Raaf, Ramme, Ritschka, alde Rochel, Rose, Rumme, Rumpe, Rumpel, Saatkrähe, Sch(a)brake, Schachter, ale Schalaster, Schar(t)eke, Schatz, Scheke, Schikse, Schlabaster, Schlammfang, Schlampe, Schlauder, Schlorpe, Schlumpe, Schlunze, ale Schlurre, Schmarrn, Schmuddelliese, Schneppe, Schnepfe, Schniegake, junge Schnirch, Scholaster, Schöndoos, ale Schorre, Schranze, ale Schrulle, alde Schrump, Schucke, Schusermeste, ale Schute, Schwopp, Seine, ale Spille, Spinatwachtel, Spindel, Staatsweib, Stabete, Stadtsfrele, Stadtsgake, Steppel, junger Schwopp, Stelze, junge Stiesel, Stompe, Strickliesel, Strun(t)ze, Sumsel, Taperline, Taperliese, Tausendtalerpferd, ale Teele, al Tees, Tekla, Teufelsweib, Tiesterla, Timpelkröte, Timpelkrobe, Tinnel, Tippelschickse, alte Titte, Tocke, ale Tole, Tolke, Tomsterlom, ales Toocht, ale Tordel, Traam, Trampel, Trantalan, Tranfuntze, Tratsche, Triene, Truchter, Trull(e), Trulla, Trumms, alte Trunte, Trutsch, Tuffe, Tunte, Tute, Tüte, Tuttersuse, Unding, ale Unke, ale Urschel, Vettel, Wachtel, Weibsen, Widerhuppe, Wischader, Winsel, Wampe, Wampa, ales Wurschtgewitter, Wuschwiberle, Zauchtel, Zauck, Zauke, Zaunse, Zaunsel, Zelooter, Zenkla, Ziege, Ziegla, ale Zibbe, Zicke, Zigonnka, Zille, Zimmerlinde, Zimperliese, Zimpertriene, Zimtzicke, Zimtziege, Zinne, Zospel, Zuchtel, Zulker, ale Zumpe, Zumpelliese, Zuttelbock, Zweistöckige. 

Wyborowi temu daleko oczywiście do przytoczenia pełni nazewnictwa z domeny Frovolku. Nie są tu obecne wyłącznie neutralne określenia: znajdujemy i pieszczotliwe sformułowania (jak Sumsel, coś a la pszczółko), ale także słówka, które mogłyby stać się zarzewiem feministycznej krucjaty (sporo przykładów...), terminy ogólne, określające kobietę, jak i takie, odnoszone do specyficznego typu niewiast, np. dziewczyna lubiąca często się śmiać to Gockerliese, zaś często płacząca – Fluutschliese. Chude dziewczę to Gestecke, a „kościste” – np. rubasznie Tausentalerpferd lub poczciwie Trulla. Jeśli zaś dziewczyna jest i gruba, i niska – wtedy mamy do czynienia z tzw. Droxel. Pominięto określenia kobiet, parających się konkretnymi zajęciami, typu, np. Dienstbolzen (służąca), Klomuttel (babcia klozetowa, wiele wariantów) czy Bordsteinschwalbe, tj. prostytutka. Niektóre słówka wprowadzą znających język niemiecki w błąd. Choćby Aasmädel – das Aas to inaczej ścierwo, padlina, myliłby się jednak ten, który by uważał, że ma do czynienia z jakąś obelgą – Aasmädel to bowiem wyrafinowana, zachwycająca dziewczyna. 

5.

Wertując słowniczek Mundartu Barbary Suchner, przypominają się słowa Wilhelma von Humboldta, które autorka umieściła jako motto: Prawdziwą ojczyzną (Heimat) jest język (...) i wykorzenienie z tego, co ojczyste (Heimische) postępuję najłatwiej i najszybciej, nawet gdy najciszej, właśnie poprzez język. 

Sebastian Rosenbaum

* - Mutter Schläsing to potoczne wśród niemieckich Ślązaków określenie Śląska (Matka Śląsk), zaś Usinger, Schlesinger – oznacza Ślązaków.
** - Ale już nie ale Gake – tak określano górę Śnieżkę.