Strona główna
nr 2/1998


O kryzysie i potrzebie tożsamości narodowej

Jarosław Tomasiewicz

Postępująca atomizacja i uniformizacja społeczeństwa masowego skłania wielu ludzi do desperackiego nieraz poszukiwania własnej tożsamości. Nasza postmodernistyczna epoka sprawia zaś, że cechy dawniej przypisane, dziedziczone, dziś stają się dowolnie wymienianymi rekwizytami. Erozja tożsamości narodowej czasem przyjmuje formy wręcz humorystyczne. Kibic Legii Warszawa, zafascynowany wyczynami brytyjskich Official Hooligans, mówi w telewizyjnym reportażu, że nie jest Polakiem, tylko Anglikiem. Niemcami czują się liczni nazi-skinheadzi o czysto słowiańskich nazwiskach, a gangsta-raperzy nieraz w ogóle nie uważają się za białych. Zaś mieszkający we Wrocławiu muzyk black-metalowego zespołu mówi o sobie, że on jest Celtem - czuje się mianowicie spadkobiercą starożytnych Celtów, którzy zamieszkiwać mieli Dolny Śląsk tysiące lat temu. I w niczym nie peszy go fakt, że w jego żyłach prędzej może płynąć krew scytyjska - jego dziadkowie przybyli nad Odrę przed kilkudziesięciu laty zza Buga... Oczywiście wygodniej i ciekawiej jest utożsamiać się z jakąś odległą, egzotyczną, czasem wręcz wyimaginowaną społecznością niż z ludźmi, z którymi żyje się na codzień - zwyczajnymi i nieraz niesympatycznymi. Taka ucieczka od odpowiedzialności rozkłada jednak realnie istniejące wspólnoty.

Obrońcy tradycyjnego, ukształtowanego w XIX wieku modelu polskości biją w dzwon na trwogę. Tadeusz Samselski na łamach "Gazety Polskiej" napisał: Prawdopodobnie nastąpiło coś w rodzaju zmierzchu narodu polskiego. Uformowało się natomiast społeczeństwo polskie - ogół polskojęzycznych obywateli. Społeczeństwo to nie ma szczególnego przywiązania do swego języka ani do tradycji narodowych i swych dziejów...

Zgadzając się z trafnością tego spostrzeżenia zauważmy jednak, że sami prawicowcy też są na ogół patriotami "ojczyzny ideologicznej", a nie realnej. Lojalni są wobec pewnego, antykomunistycznego i konserwatywnego zespołu wartości, solidarność czują wyłącznie wobec ludzi takie same poglądy wyznających. Bo jakże inaczej byłby możliwy powyborczy happening młodych prawicowców krakowskich, którzy na dawnej granicy zaborów ustawili rogatki pilnowane przez żołnierzy w mundurach C.K. armii i ogłosili separację Galicji od "czerwonej" Kongresówki?

Tymczasem jakaś forma zbiorowej tożsamości kulturowej jest potrzebna. Kultura jest przede wszystkim płaszczyzną komunikacji społecznej. Dwie osoby, nawet jeśli mieszkają obok siebie i mówią jednym językiem, nie będą w stanie się porozumieć, jeśli jedna będzie żyła w kręgu kultury Mickiewicza, a druga M. Jacksona. Dlatego dezintegracja kultury zwiastuje kryzys społeczeństwa. Colin Turnbull w swej książce - reportażu socjologicznym "Ikowie, ludzie gór" przedstawił wstrząsający obraz społeczności dotkniętej akulturacją i anomią. Obawiam się, że może to grozić Polakom. Być może w Europie Zachodniej zmierzch narodu nie doprowadzi do takich dramatycznych skutków, ale tam tożsamość narodową potrafi skutecznie zastąpić gęsta sieć samoorganizacji społecznej, tożsamości regionalne i subkulturowe, tożsamość europejska wreszcie. W Polsce unicestwienie narodu sprawiłoby, że jednostki znalazłyby się na społecznej pustyni.

Oto powód, dla którego dbać winniśmy, by przeciętny człowiek znajdował bezpieczną przystań zakotwiczony w jakiejś tożsamości zbiorowej. Po pierwsze, odkrywając swe zapomniane nieraz korzenie, poznając kim byli jego przodkowie. Po drugie, odnajdując się w solidarności ze swoimi sąsiadami i ziomkami z dzielnicy, gminy czy powiatu. Po trzecie wreszcie, znajdując oparcie we wspólnocie narodowej.

Tej ostatniej przyglądamy się ostatnio z wielką podejrzliwością, wylewając nieraz dziecko z kąpielą. Izraelski naukowiec Shlomo Avineri napisał w socjaldemokratycznym miesięczniku "Dziś": Duże niebezpieczeństwo polega na tym, że będąc zszokowanym i wstrząśniętym ową wrogą dla obcych wersją nacjonalizmu, można łatwo przeoczyć jego potencjał emancypacyjny. Nie ujawniając tej strony, popychamy tym samym wielu ludzi, w kierunku agresywnego nacjonalizmu, gdyż nie mają oni możliwości poznania jego harmonijnej, pokojowej wersji... Ponieważ zaś nacjonalizm, zwłaszcza w ciężkich czasach, tworzy silną więź, więc tylko ci, którzy dostrzegają jego wolnościowe i pojednawcze możliwości, zdołają postawić tamę destrukcji.

W imię narodu popełniono wiele zbrodni, ale też dokonano wielu czynów szlachetnych. W kategoriach tożsamości narodowej wyrażają się bynajmniej nie tylko agresywne miernoty (choć rzeczywiście ciążą one do niektórych form nacjonalizmu), bo czyż "agresywnymi miernotami" byli Dante Alighieri, Goethe, Żeromski? Zaś Antoine St. Exupery powiedział: Umiera się za dom, nie za sprzęty i mury, umiera się za katedrę, nie za kamienie. Umiera się za naród, nie za tłum. Umiera się z miłości do człowieka, o ile jest członkiem wspólnoty. Umiera się za to, dla czego warto żyć.

Powinniśmy więc dążyć do odrodzenia polskiej tożsamości narodowej w taki sposób, by nie mieli na nią monopolu wyłącznie tradycjonalistyczni "Polacy-katolicy".