O tragedii irackich Kurdów dowiedział się - choć i tak pozostał obojętny -
cały świat. Są jednak ludy, które ścierane są z powierzchni ziemi przy całkowitym
milczeniu międzynarodowej opinii. Taką grupą są Madi.
W rozlewiskach Tygrysu i Eufratu, niedaleko Basy znajduje się osobliwy region bagien
deltowych. Mieszkańcy tego kraju wiedli niemal nawodny tryb życia. Byli rybakami i
hodowcami bawołów, mieszkali w dużych domostwach zbudowanych z trzciny a życie ich
nierozłącznie związane było z prymitywnymi wąskimi łodziami. Bylibyż to
zarabizowani potomkowie Sumerów - tajemniczych twórców mezopotamskiej cywilizacji?
Madi są wyznawcami islamu w jego szyickiej odmianie, dlatego pozostawali wrogo nastawieni
do autokratycznej dyktatury sunnity Saddama Husseina i jego Socjalistycznej Partii
Odrodzenia Arabskiego. Gdy więc w lutym 1991 r. reżim Husseina stanął w obliczu
klęski, szyici wzniecili powstanie na południu Iraku (podobnie jak Kurdowie na północy
kraju). Zachód postanowił jednak oszczędzić irackiego dyktatora, który natychmiast
przystąpił do rozprawy z rebeliantami. O Kurdów zadbała ONZ tworząc na północy
strefę chronioną, o szyitach "zapomniano" (przyczyną była tu obawa Zachodu
przed wzmocnieniem chomeinistowskiego Iranu).
W ciagu kilku miesięcy, bez świadków i kamer, bez jakiejkolwiek reakcji świata, wojska
Saddama wymordowały przy użyciu helikopterów, bombowców i gazów bojowych około 300
tysięcy mieszkańców rozlewisk. Irackie bombowce zrujnowały też Karbalę, święte
miasto szyitów, a rakiety zrównały z ziemią liczący tysiąc lat (!) uniwersytet w
Nadżafie. Po ofensywie władze Iraku rozpoczęły systematyczne wysiedlanie
"błotnych Arabów". Wcielony w życie program budowy tam i kanałów
posłużył do zniszczenia rozlewisk - unikalnej krainy, zamieszkanej od pięciu tysięcy
lat i będącej jedną z kolebek cywilizacji.
a J.T.