Strona główna
nr 3 (5), 1999


Nasze małe ojczyzny

Księstwo Zatorskie

Zatorszczyzna jest, jak sądzę, obszarem etnicznie przejściowym między Śląskiem i Małopolską oraz - jeśli można tak powiedzieć - Góralszczyzną. Granica polityczna była tu bardzo płynna - kiedyś nawet Racibórz należał politycznie do Małopolski ale potem przez wieki nie tylko Oświęcim i Zator, ale i Skawina a nawet Tyniec należały politycznie do Śląska! Stołeczny Kraków był miastem kresowym! Jednak wydaje się pewne, że Zator w ramach powiatu oświęcimskiego wróci do Krakowa (pamiętam w 1975 r. moje dziecinne oburzenia, że nas przenoszą do "jakiegoś" Bielska) i Małopolski, z którą mimo historycznych związków chyba bardziej się utożsamia niż ze Śląskiem. Nie widzę w każdym razie zainteresowania tematem powiatu, województwa, a już na pewno narodowości śląskiej, tatarskiej, wałaskiej czy czeskiej wśród zatorzan, choć pamiętam oburzenie oświęcimskiego kolegi, gdy w latach 80. chodziły słuchy o przyłączeniu Oświęcimia do Katowic. Warto by natomiast zbadać i wyjaśnić, dlaczego tak długo po przyłączeniu Księstwa Zatorsko-Oświęcimskiego do Korony używano tu oficjalnie języka czeskiego, choć do Czech daleko i na pewno Praga nie kolonizowała i nie bohemizowała zatorszczyzny? Wyjaśnienie J. Stanka w "Z dziejów Ziemi Oświęcimskiej" mnie nie przekonuje.

Na pewno w tracącej niestety swą odmienność mowie mieszkańców zatorszczyzny i okolic jest wiele ciekawych naleciałości. Słuchając Ślązaczki z Puszczy Pszczyńskiej mówiącej po śląsku przypomniałem sobie słowa zapamiętane z ust mego dziadka z Gierałtowic (np. "skuli"). Opowiadano mi o tym, jak oburzeni lekcjami rosyjskiego zatorscy rodzice wołali "hajba" (hańba). Żartuje się, że mieszkańcy Kaczyny mówią o swej wsi Kacoona. Warto takie ślady utrwalać. W piśmie z Borów Tucholskich widziałem taką językową rubrykę "Po naszymu". Warto i w "Życiu Zatora" coś takiego wprowadzić.

Jeśli chodzi o nazwy własne... Okazuje się, że nazwa najdłuższej ulicy naszego miasta oraz części Rudz - Bugaj - ma jeszcze starszy rodowód... Czesław Białczyński w swej książce Stworze i zdusze czyli starosłowiańskie boginki i demony. Leksykon (wyd. Kraina Księżyca, Kraków 1993) na ss. 131-133 poświęca cały rozdział Bugajom-Szyszyborom (Bubacze, Kikimory, Hihimory, Szyszaki) - pisze o Bugaju jako o Panu Gajów i Polan. Natomiast autor podpisujący się Al. Lubicz L... (sic!) w wydanym kilka lat temu przez krakowską Miniaturę reprincie książki "Mitologia Słowiańska podług Naruszewicza, Lelewela, Bogusławskiego, Bruecknera i Gruszewskiego" (wvdanej przez M. Arcta w Warszawie w 1911 r.) na s. 10 pisze: Najpotężniejszym miejscem w gaju świętym u Słowian był Bugaj (nazwa ta powstała zapewne z dwóch wyrazów: Bóg i gaj), na którym umieszczano posąg bóstwa.

O jakiż święty gaj by tu chodziło, skoro w całym Zatorze lasu jak na lekarstwo a jak już to mniejsze niż park w jakimś większym mieście? Las na Bugaju Rudzkim? A może księża Brzezinka przy ul. Bugajskiej (Bugaj Zatorski) po drugiej stronie stawów? Może lasek ten nie tylko przez prawo własności miał coś wspó1nego z duchowością naszych przodków? Opowiadano mi tylko, że pod dębem, pewnie gdzieś w okolicach krzyżówki na końcu Bugajskiej odbywały się majóki (jak sądzę do ok. 1970). Nieraz bywało, że miejsca czczone przez pogan stawały się sanktuariami chrześcijańskimi i to nie tylko w wydaniu duchowości ludowej.

Z brzeziną - dziś widzę, że to mały zagajnik, a nie tajemniczy las jak mi się wydawało w dzieciństwie - kojarzy mi się wspomnienie opowieści o rzekomym grobie niemieckiego żołnierza. Pamiętam, że nawet starsi pokazywali mi jakiś wzgórek, ktoś tam chyba nawet zapalił świeczkę, jakieś dziecko złorzeczyło, że czci się pamięć "Szkopa", z którym walczyli Czterej Pancerni. W każdym razie obecnie szczątki żołnierzy niemieckich, nawet z I wojny światowej, są na mocy porozumienia międzypaństwowego przenoszone z Polski do RFN. Na pewno należy nad grobami tych, którzy ginęli po wszystkich stronach bezsensownego konfliktu wyciągnąć ręce do zgody. Ale czy należy ruszać kości sprzed półwiecza?

Temat nazw i nazwisk można rozwijać. Ciekawe nazwisko Wandor częste np. w Głębowicach może pochodzić od niderlandzkiego "Van dorp" (ze wsi) lub np. "Waan dorp" ("Waan" to rodzaj bagna - oznaczałoby to "wieś na bagnie"). Po flamandzku byłoby "Vandorf" a po holendersku "van Dorf". Zależy to od pochodzenia: czy to Flamandowie lub Holendrzy z południa czy Holendrzy z północy. Tłumaczenie jako "Waandorp" jest bardziej prawdopodobne. Co więcej, pojawiają się jeszcze możliwości jak pochodzenie ze wsi Dorrestein lub miasta Dordrecht w Holandii - "dor" jest tu nazwą własną zamku a w drugim przypadku przejścia przez rzekę (bród). Wtedy by to oznaczało "z Dor" ("vandor")... (cytuję tu list osiadłego w Krakowie Holendra).

A skąd "0lendrzy" w naszych okolicach? Niedalekie Wilamowice to siedziba najmniejszej mniejszości etnicznej - Wilamowian. Przybyli oni w te strony w średniowieczu (zapewne regulować rzeki lub osuszać bagna jak na Żuławach). Sama nazwa Wilamowice może kojarzyć się z tradycyjnym imieniem królów holenderskich, począwszy od "Ojca Narodu" Wilhelma Orańskiego (Willem van Oranje). Być może odmiennymi obyczajami przybyszy (dawniej Wanda nie chciała Niemca, dziś mamy większy respekt do przybyszy z Zachodu) należy tłumaczyć, że Wilamowice są w okolicy tematem żartów, tak jak Wąchock w skali całej Polski. [Więcej informacji o Wilamowicach można znaleźć w Nr. I "zaKORZENIEnia" - red.]

Ciekawy tekst Kazimierza Spisaka "0 żywieckich `scupokach' i wędrownych walasach" wyjaśnia pochodzenie nazwisk znanych mi z Zatora, Gierałtowic czy Głębowic: Wołek. Wolanin, Wolas a także Matlak, Byrski czy Tarabuła - są one śladem zasiedlenia naszej ziemi przez Walasów przybyłych poprzez Słowację a spokrewnionych z rumuńskimi Wołochami a dalej także z Włochami. Gdzieś czytałem, że Andrychów został założony przez Wołochów.

Znowuż w książce Elżbiety i Andrzeja Fuczków "VI wieków Przeciszowa" można przeczytać o historii sąsiadującej z naszym miastem wsi, więc nie sposób uniknąć odniesień do Zatora. Są kolejne wołoskie ślady: nazwisko Balon pochodzi od słowa "balan", co wcześniej oznaczało Wołocha pełniącego służbę policyjno-wojskową na zamkach, różnych fortyfikacjach i drogach Orawy, Liptowa i Żywiecczyzny (s. 23). Ale mamy i o wojskach tatarskich, które po zdobyciu Krakowa w dniu 22 marca 1241 r. skierowały się na Śląsk. Oprócz grupy Baidara przez Zator i Oświęcim przechodziły także wojska Burondaja w czasie kolejnego najazdu w latach 1259-126O (s. 21). I już wiemy kto dowodził tymi, przed którymi uciekając polscy rycerze przekuli konie, co dało nazwę naszemu miastu!

Co ciekawsze: jak głosi legenda, część najeźdźców tatarskich osiedliła się w pobliskich Monowicach (s. 23). Ale najciekawsze jeszcze przed nami - Jerzy Pałosz w "Gazecie Krakowskiej" z 18 lipca 1997 r. w artykule "Polska Katanga" pisze przy okazji rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej: teoretycznie możemy sobie wyobrazić, że mieszkańcy Wilamowic koło Bielska, wywodzący się z osadnictwa flamandzkiego poczuli się mniejszości flamandzką, a mieszkańcy Zatora, wywodzący się z jeńców tatarskich, kopiących pobliskie stawy rybne - za mniejszość tatarską. Jakoś nie pamiętam, aby w szkole mówiono nam cokolwiek, że przodkowie Azji Tuhajbejowicza zagościli na naszej ziemi dłużej i to z jakiegokolwiek powodu. Nawet w "Życiu Zatora" nie wyczytałem, kto wykopał te wszystkie stawy zdobiące okolice Zatora.

Z brakiem wody w zatorskich stawach łączy się historia tragicznego końca naszego ostatniego Piasta: Myszkowscy wiele uwagi poświęcali rozwojowi hodowli ryb, a w samym Przeciszowie posiadali trzy stawy: Wawrzek, Kasztelan i Myszkowski. W 1508 r. Wawrzyniec Myszkowski zakupił od dziedzica Laskowej wodę do stawu w tejże miejscowości. Mimo że transakcji tej dokonano za zgodą księcia zatorskiego Janusza, książę wodę wstrzymał. Myszkowski odwołał się do Zygmunta Starego, jednakże Janusz nie myślał respektować wyroku królewskiego. 17 sierpnia 1513 r. podczas przypadkowego spotkania zwaśnionych stron w Spytkowicach doszło do sprzeczki, w wyniku której Wawrzyniec rozpłatał jadącego na koniu księcia Janusza. Po tym wydarzeniu Myszkowski zbiegł do Moskwy, a wyróżniwszy się bohaterstwem w bitwie po Orszą w 1514 r. uzyskał przebaczenie królewskie. Wawrzyńcowi pozwolono wrócić do kraju, gdzie wkrótce objął funkcję kasztelana bieckiego, a następnie sądeckiego. (Elżbieta i Andrzej Fuczek, "VI wieków Przeciszowa", s. 16).

Same stawy są swoistym zabytkiem i pomnikiem historycznym, jak można przeczytać w folderze "Zator wczoraj i dziś" s. 12. Na stawach w okolicach Spytkowic studenci archeologii z UJ prowadzą wykopaliska. Może nie jest to nowa Troja ale odkryto osadę neolityczną, stanowisko z okresu wpływów rzymskich oraz średniowieczną jamę zasobową. W spytkowickim zamku zaś studenci znaleźli skarb naczyń z XV w. (produkcji czeskiej lub morawskiej).

...We wrześniu 1995 r. pod patronatem krakowskiej fundacji Merkuryusz odbyła się dziwna impreza - rejs Wisłą z Krakowa do Zatora zakończony bankietem w pałacu Potockich i odczynianiem przez krakowskiego dziennikarza, badacza spraw tajemnych Zdzisława Święcha rzekomej "klątwy" nad księstwem zatorskim. Nie wiem jakie są efekty pierwszej części imprezy - mam nadzieję, że dzika Wisła nie będzie kanalizowana na wątpliwe potrzeby żeglugi, ale koronacja księżnej, przepraszam, "królowej" Zatora była kpiną z mieszkańców naszego miasta. A przecież można i należy podkreślać swą historię, tożsamość, odrębność. Byle bez popadania w szowinizm - zaściankowy jest śmieszny a imperialny groźny. Byle bez nadmiernego koncentrowania się nad dawno minioną przeszłością i zapominania o problemach istniejących tu i teraz.

Andrzej Żwawa

(autor jest redaktorem naczelnym pisma ekologów "Zielone Brygady")