Strona główna
nr 3 (5), 1999


Apele

Ratujmy świadectwa wielokulturowości dawnej Polski!

Podczas wojaży po Polsce dotarłem do miasteczka Wąchock, leżącego nieopodal Starachowic (dawne województwo kieleckie, dziś staropolskie), w którym znajduje się cmentarz żydowski - kirkut, a raczej jego pozostałości. Na krańcach miasteczka, obok linii kolejowej ze Skarżyska do Starachowic, tuż przy zabudowaniach mieszkalnych i gospodarczych położony jest ów cmentarz, znajdujący się w chwili obecnej w opłakanym stanie. Teren, na którym się znajduje, nie jest ogrodzony, przebiega przezeń polna dróżka, wiele macew (płyt nagrobnych) jest zniszczonych (poprzewracane, przechylone, pokryte przez młodzież napisami, z utrąconymi fragmentami płaskorzeźb, zarośnięte trawą, itp.) - jednym słowem widać, że obiekt ten nie cieszy się zainteresowaniem i opieką ze strony osób, które powinny poczuwać się do odpowiedzialności za położone na terenie miasteczka obiekty zabytkowe. Jest to fakt tym smutniejszy, że nie chodzi wszak tylko i wyłącznie o zabytek (w Wąchocku znajdują się i inne ciekawe obiekty a ten region Polski nie należy do najbogatszych, więc być może po prostu obecna sytuacja jest wynikiem braku środków), lecz także o miejsce pochówku wielu osób, któremu już choćby z tej racji należy się nieco więcej szacunku. Prace, jakie należałoby wykonywać, aby wąchocki cmentarz żydowski nabrał wyglądu adekwatnego do rangi i charakteru tego miejsca, nie są zbyt kosztowne. Chodzi przede wszystkim o ogrodzenie terenu, regularne koszenie zarastającej go roślinności, ustawienie przewróconych macew, oznakowanie (tablica informująca o historii cmentarza i zbiorowości żydowskiej w Wąchocku), a w dalszej kolejności o zabiegi konserwacyjne, którym należałoby poddać niszczejące nagrobki. Może władze miasta wraz z którąś z działających w Polsce fundacji zajmujących się ratowaniem śladów bytności Żydów w naszym kraju zechcą się zainteresować losami opisanego tu obiektu. Nie jest to, jak pisałem przedsięwzięcie wymagające wielkich nakładów finansowych, zwłaszcza że część prac mogą wykonać społecznie miłośnicy wielokulturowych tradycji naszego kraju (ewentualnych chętnych proszę o kontakt), pozostaje więc mieć nadzieję, że wąchocki kirkut zostanie uratowany od dalszego niszczenia.

Remigiusz Okraska


Listy:

Jeszcze o Łemkach

Z artykułem pani Katarzyny Dojwa o Łemkach muszę nieco polemizować. Po prostu na niektóre wątki spojrzeć trzeba z innej strony. Znałem szereg Łemków a wspomnienia śp. Iwana Hraba (9 lat łagrów, dyrygent chórów przed wojną) spisałem podczas stanu wojennego i drukiem wydało je w swym biuletynie Studenckie Koło Ukrainoznawcze przy Uniwersytecie Wrocławskim. Iwan uznawał swoich rodaków za ukraińską grupę etniczną która samodzielnie między Polską a Czechosłowacją niedługo by przetrwała. Za taką samą grupę jak Bojki i Huculi. Bo integracja narodu polskiego to także proces niezbyt dawny, np. na Śląsku polska świadomość narodowa budziła się pod koniec XIX wieku. A dobitnie wyraziła się w powstaniach.

W początku lat osiemdziesiątych byłem w poznańskim kole Ukraińskiego Społeczno-Kulturalnego Towarzystwa na spotkaniu z prof. Kwileckim. Był m. in. temat genezy Łemków. Zupełnym zaskoczeniem była później publikacja naszego gościa który Łemków wywodził od Białych Chorwatów. Skąd on to wziął? Pamięć ludowa nie wsparta zabytkami sięga 200-400 lat. Dla mnie charakterystycznym faktem jest, że najstarsze wykopaliska z osiadłej kultury rolniczej na tych niegościnnych górskich glebach pochodzą z XIII wieku. A więc z czasu wielkiego najazdu mongolskiego który spustoszył Ruś Kijowską. Mongoli najeżdżali otwarte tereny, używając chińskiej techniki zdobywali miasta ale nie ryzykowali zapuszczania się w góry, bagna i lasy. Tak więc Łemkowie mogą być potomkami ruskich uchodźców którzy w górach znaleźli schronienie. Oczywiście z czasem napływali tam uchodźcy z sąsiednich krajów. Jednak mając z trzech stron kraje rzymsko-katolickie pozostali przy Cerkwi. A to potwierdza moją tezę.

W ukraińskim tygodniku "Nasze Słowo", wychodzacym w Warszawie, zawsze jest "Łemkiwska Storinka" pisana dialektem łemkowskim, poświęcona kulturze i historii Łemków jako pełnoprawnemu i kultywowanemu ich dziedzictwu. Natomiast wiele poszlak jest na działalność zewnętrznych sił stosujących zasadę "divide et impera".

Pani Dojwa pominęła zupełnie przynależność wyznaniową Łemków. Są oni w zdecydowanej większości grekokatolikami, niewielka liczba to prawosławni. W znacznej mierze to własnie Cerkiew przyczyniała się do zachowania ich tożsamości etnicznej, rozwijała oryginalną kulturę ludową. Bo nawet przy wiejskich cerkiewkach istniały Bractwa które działalnością ogarniały nie tylko sferę religijną i kulturalną ale i samopomoc gospodarczo-humanitarną.

Mimo tych moich uwag mam głębokie uznanie dla Autorki "Zapomnianych pośród gór" która przybliżyła czytelnikom ten chyba niejednemu nieznany temat.

Olgierd Zarudzki

(autor od 1978 r. był członkiem Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, w którego poznańskim kole pełnił funkcję przewodniczącego komisji rewizyjnej. Ostatnio związany był z ROP).


Sport

Podzielona reprezentacja

Autonomiczny rząd kataloński (Generalitat) przedstawił projekt uchwały, która zezwalałaby na tworzenie reprezentacji tego kraju we wszystkich dyscyplinach sportowych. Projekt tej uchwały musi być teraz zatwierdzony przez regionalny parlament. Prawo przewiduje, że sportowcy posiadający obywatelstwo katalońskie lub naturalizowani mogą wybrać, czy chcą reprezentować swój region czy Hiszpanię. Według prezydenta Katalonii Jordi Pujola uchwała respektuje konstytucję Hiszpanii. Rząd z Madrytu jest pełen rezerwy. Sekretarz stanu do spraw sportu Santiago Fisas stwierdził, że istnienie reprezentacji autonomicznych krajów nie jest zabronione. Jednak nie mogłyby one uczestniczyć w najważniejszych imprezach, jak igrzyska olimpijskie, piłkarskie mistrzostwa świata i tenisowy Puchar Davisa, czyli w tych, w których startuje Hiszpania.

Dziennikarze sportowi z Hiszpanii już rozważają szanse nowych drużyn narodowych. Np. dziennikarz "La Vanguardia" uważa, że Katalonia z takimi zawodnikami jak Josep Guardiola, Albert Ferrer czy Holender Jordi Cruyff (wychowany w Barcelonie, posiada obywatelstwo katalońskie), nie miałaby żadnej trudności z dołączeniem do rywalizacji z wielkimi potęgami futbolowymi. To samo tyczy się Basków. "Athletic" Bilbao zdobył przecież w zeszłym roku wicemistrzostwo Hiszpanii, a opiera się głównie na wychowankach. W zespole z Bilbao grają wielokrotni reprezentanci Hiszpanii: Julen Guerrero, Rafael Alkorta, Joseba Etxeberria. Ten sam dziennik zaznacza, że gdyby takie same prawa zyskali na przykład piłkarze z Wysp Kanaryjskich, mogliby jak równy z równym rywalizaować z Luksemburgiem albo Maltą.

Niedawno Katalończycy rozegrali towarzyski mecz piłkarski z Nigerią, a Baskowie z Urugwajem.